wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 22

*Oczami Louisa*

Udało się znam jej imię!!! I siedzę z nią w jednym samochodzie. Całe szczęście, że to jej młodsze rodzeństwo, chociaż chwila Violetta(tak ma na imię, już to wiem) powiedziała, że Kristen to jej „tak jakby córka” trzeba to wyjaśnić. Spytałem więc:
-Violetta, bo Ty mówiłaś, że Kristen to Twoja „tak jakby córka” może jestem wścibski, ale co to tak właściwie znaczy?
-Nie jesteś wścibski tylko ciekawy, a to różnica, a i mów mi Viola- większość osób tak mówi. A Kristen to tak jakby moja córka, ponieważ ktoś ją mi podrzucił i ja zobowiązałam się opieki nad nią. Moi rodzice jeszcze nic nie wiedzą. Jak przyjmą, że to ich córka to okey nie będę się buntować, ale chyba wolałabym, żeby zostawili mi ją. Ot i cała tajemnica.- Viola wyjaśniła mi wszystko, już się nie martwię, chociaż to, że nie ma dziecka nie oznacza, że nie ma chłopaka. No szlag kolejny problem sobie znalazłem.
-Lubisz dzieci?- spytałem
-Jak ma się 4 młodszego rodzeństwa to jak można nie lubić, ja je wprost uwielbiam, kocham. Od dawna marzyłam o tym, żeby mieć dziecko, tak wiem, że to dziwne, ale ja już tak mam, po prostu mając dziecko miałabym kogo kochać i czułabym się kochana. I teraz moje marzenie się powoli spełnia.- odpowiedziała mi. Na tym to polega, już wszystko jasne, nie ma chłopaka, bo jakby miała to miałaby kogo kochać. Chłopaków zastępuje rodzeństwem.
-No coś to nie jest dziwne. Ja od zawsze chciałem mieć psa z tego samego powodu.- uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła mój gest. Chyba sprawiłem, że zapomniała o zawale babci. Jak do niej podszedłem była w rozsypce, płakała i nie wyglądała najlepiej. A teraz rozmawia ze mną i jeszcze się uśmiecha. To dobry znak.
-Ale przecież Ty miałeś dziewczyny, więc kochałeś i byłeś kochany, a poza tym masz pewnie normalną rodzinę- drugą część dodała ciszej, prawie szeptem. Coś jest nie tak, normalną? Widzę, że to dla niej nie zbyt łatwy temat, więc zostawmy to na później.
-Tak kochałem i byłem kochany, ale to nie trwało długo, a jakbym miał psa to trwało by to dużo czasu.- powiedziałem, odpuściłem sobie wzmiankę o rodzinie, bo jak to mówiła, to stała się smutna i choć zerknąłem tylko na chwilkę to zdążyłem zauważyć ból w jej oczach. W jej przeszłości wydarzyło się coś bardzo złego i bolesnego dla niej więc to pomińmy, kiedyś mi o tym powie- wierzę w to.

*Oczami Violetty*

Uff... Albo nie usłyszał, albo specjalnie opuścił wzmiankę o rodzinie. Ale to dobrze, nie jestem jeszcze gotowa, żeby o tym mówić. Wróćmy więc do psów. Długo się nie odzywam, muszę przerwać ciszę.
-A jakiej rasy chciałeś mieć psa?- spytałam, serio mnie to interesowało, ciekawe czy mamy podobny gust?
-Zawsze chciałem mieć Gordona- odpowiedział mi.
-O! Ja też wolę duże psy. Podobają mi się: Samoyedy i Bereńskie psy pasterskie. A o takiej rasie jak gordon to nie słyszałam.
-To jak seter irlandzki, tylko, że większy, a do tego czarny z rudym tzw.: „krawatem”. Samoyety są piękne, ale nie bezpieczne.- odparł
-Już chyba wiem o jakim psie mówisz. Wiem, że niebezpieczne, dlatego nie mam takiego psa, w sumie to nie mam żadnego.- uśmiechnęłam się do niego, co zaraz odwzajemnił. Tak dobrze rozmawia mi się z Louisem, że nie zauważyłam kiedy podjechaliśmy pod szpital. Chwila ja na czas rozmowy zapomniałam o babci. Ale ja jestem tępa. Wysiadłam, a Louis pomógł mi wynieść wózki. Julka złapała za jeden, a ja za drugi.
-Dzięki Louis, może następnym razem spotkamy się w przyjemniejszych okolicznościach?- podziękowałam, zadałam pytanie retoryczne i uśmiechnęłam się.
-A z powrotem nie będziesz potrzebowała podwózki?- spytał
-No faktycznie przydałby się, ale nie chcę Cię fatygować, bo u babci będziemy raczej długo.- powiedziałam
-I ktoś w tym czasie, tym kimś będę ja popilnuje dzieci. Zostanę z nimi na korytarzu i poczekam na Was i tak nie mam nic do roboty.- odparłem
-Serio? Kochany jesteś.- powiedziałam i rzuciłam się Louisowi na szyje, gdy uzmysłowiłam sobie co robię zrobiłam się czerwona, ale Louis mnie przytulił i wyszeptał do ucha:
-Tak, serio, ale będziesz mi musiała dać swój numer.
Odszepnęłam:
-Dziękuje i nie ma sprawy, będziesz miał mój numer, ale pójdziemy kiedyś razem na spacer.
-Z Tobą na koniec świata mogę iść- odszepnął. Uśmiechnęłam się do niego i odsunęłam się. Również się uśmiechnął.
-Idziemy?- spytała chyba trochę zdenerwowana Julka. Bynajmniej z jej twarzy nie można było odczytać, że jest zdenerwowana, bo uśmiechała się do mnie szeroko, a jak Louis ruszył przodem puściła mi oczko i szepnęła:
-W domu mi wszystko opowiesz. Po tym co wyszeptała już wiedziałam, że cieszy się moim uśmiechem na co zareagowałam jeszcze większym. Jezu, Viol co Ty wyprawiasz?! Dziewczyno ogar, Twoja babcia jest w szpitalu, a Ty właśnie do niej idziesz. Zamiast szczerzyć się jak głupia to powinnaś być smutna. Chyba moje emocje są zbyt tępe, żeby to pojąć. Dopiero jak weszłam do szpitala uśmiech zszedł mi z twarzy, a zamiast niego pojawił się ból i smutek. Poczułam pod powiekami łzy, zamrugałam kilkakrotnie, żeby je odgonić. Serio jestem psychiczna, najpierw szczerze się jak głupia, a potem prawie ryczę. Wspomnienia nie wracajcie teraz, proszę was poczekajcie aż będziemy w domu, aż zamknę się u siebie. Tylko nie teraz, tylko nie teraz. Za późno... 

  
Hej :) Jest 23, zaczyna się dziać ;)

Pomyślałam, że bez sensu jest wymuszać komentarze więc im więcej będzie komentarzy tym szybciej rozdział :) Rozdziały będą się pojawiały najpóźniej od 3 do 5 dni, a nawet wcześniej ;)

Trzymajcie się,
Luśka :***
  

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 21

*Oczami Mika*

Viola i Jula wzięły ze sobą Rose, Kristen i Charliego. Więc tylko ja i babcia zostaliśmy w domu. Włączyłem muzykę i zacząłem malować. Malowałem konia. Efekt końcowy był niezły, ale chyba muszę jeszcze popracować nad malowaniem zwierząt. Choć w sumie nie wiem czy ołówek i węgiel można nazwać malowaniem. Nagle usłyszałem odgłos pękającego szkła. Wstałem, wyszedłem z pokoju i szybko zbiegłem na dół. W kuchni na podłodze leżało szkło, a właściwie potłuczona szklanka, a wśród tych odłamków leżała babcia. Wziąłem do ręki telefon i wykręciłem 999. Po pierwszym sygnale odebrała jakaś pani. Wytłumaczyłem o co chodzi, a ona powiedziała, że zaraz przyjedzie karetka i żebym powiadomił kogoś dorosłego o tym co się stało. Stwierdziłem, że najpierw uprzątane szkło, a później zadzwonię do Violi i jej o wszystkim powiem. Na razie nie będę psuł dziewczyną zakupów. Wiem, że babcia jest ważniejsza, ale Viola zacznie panikować i jeszcze wyjdzie z tego coś złego. Mam przeczucie, że ten dzień dobrze się nie skończy.

*Oczami Violetty*

Gdy byłyśmy już w galerii weszłyśmy do sklepu z rzeczami dla dzieci. Pierwsze co zrobiłam to kupiłam wózek i od razu włożyłam do niego Kristen. Julka w tym czasie wybrała kilka pluszaków. Zapłaciłam i poszłyśmy dalej. Sklep z odzieżą dziecięcą był na drugim piętrze, całe szczęście, że jest winda. Mamy z Julą farta akurat zmieściły się oba wózki, my i jeszcze zostało trochę miejsca.
-Julka, może chcesz się zamienić na wózki? Ty weźmiesz ten z Kristen, a ja ten z Rose i Charlim.- spytałam Juli po wyjściu z windy.
-Tak jest dobrze. Po za tym musisz pilnować swojego dziecka.- odpowiedziała wskazując na Kristen.
-Masz racje, to moje maleństwo.- powiedziałam z uśmiechem.

*Oczami Louisa*

Czy ja dobrze widzę? Nie to niemożliwe, ona nie ma dziecka. To nie może być prawda. Choć z drugiej strony ta dziewczyna obok niej powiedziała: „Musisz pilnować swojego dziecka”, a ta jej odpowiedziała: „To moje maleństwo”. Nie żebym podsłuchiwał, ale mówiły całkiem głośno. Ona miała mieć dzieci ze mną, a nie z kimś. „ona” nawet nie znam jej imienia, a cały czas o niej myślę. Może podejdę się przywitać, to nie jest taki zły pomysł, bo po poznaniu jej imienia można spytać i o dzieci, przecież tam są dwa wózki, a w tym drugim wózku jest dwójka dzieci- chłopiec i dziewczynka. Louis ogarnij się, nie wyciągaj pochopnych wniosków, przecież ona jest za młoda na dzieci. To tylko rodzeństwo. Nie mam pewności, ale wiara musi mi na razie wystarczyć. Postanowiłem jednak podejść, byłem już o metr od nich, gdy zadzwonił telefon dziewczyny.

*Oczami Juli*

Gadałyśmy właśnie do jakiego sklepu pójść najpierw gdy zadzwonił telefon Violetty. Odebrała. Nie słyszałam co mówią po drugiej stronie, ale Viola odpowiadała monosylabami i w dodatku zauważyłam, że jej nastrój z sekundy na sekundę się psuje. Kiedy skończyła rozmowę zwróciła się do mnie:
-Juls, babcia jest w szpitalu, miała zawał. Podobno jej stan jest stabilny, ale boję się o nią. Mike pojechał z nią karetką i to on po nią zadzwonił. Dobrze, że był w domu, bo powiedzieli mi, że jakby nie zadzwonił tak szybko i jakby oni przyjechaliby 10 minut później to babcia mogłaby już...- w tym momencie Violetta się zacięła, a z jej oczu popłynęły łzy. Przytuliłam ją do siebie:
-Nie płacz, nie kończ. Damy radę tylko trzeba jechać do szpitala, musimy jechać do babci.- mówiłam łagodnie i głaskałam ją po plecach, żeby się uspokoiła.
-Ale my musimy tam być szybko, a autobusem z dwoma wózkami sobie nie poradzimy, na pieszo za długo, a i dzieci nie ma z kim zostawić. Nie wybaczę sobie jak...
-Przestań, nawet tak nie myśl. Znajdziemy sposób.- przerwałam jej. Nie chce słuchać jak Viola mówi o najgorszym. Nie może płakać i ja też nie mogę, dla niej nie będę płakać to może wtedy się uspokoi. Póki co, to stoimy na środku galerii, Violetta płacze i się do mnie przytula. Musimy działać. Gdy miałam się odezwać podszedł do nas jakiś chłopak, wyglądał jakby był w wieku Violi. Zwrócił się do niej:
-Hej, my znów się widzimy i po raz kolejny nie jest to wesoła sytuacja. Chwila, chwila to Viola zna tego typka. Ja też go skądś kojarzę. A to nie jest jeden z chłopaków z One Direction, na którym punkcie szaleje moja przyjaciółka. No jasne przecież to Louis Tomlinson. Ale ja ogarnięta. Przez ten czas co ja myślałam Viola nie odezwała się ani słowem. Szturchnęłam ją i dopiero wtedy się odezwała:
-Tak, spotykamy się i ja znów mam problem.
-Co się stało...? Jak masz na imię, bo tak bezosobowo nie wypada mówić.-powiedział Louis
-Moja babcia, miała zawał, jest w szpitalu razem z moim młodszym bratem, a my(tu Viola wskazała na mnie i na wózki) musimy się dostać do szpitala, co nie jest łatwe zwłaszcza, że na pieszo za dużo czasu, a autobus odpada, bo wózki go zapchają i nikt nie będzie mógł wejść. Jestem Violetta, moja siostra Julia, moja siostra Rose, brat Charli i moja tak jakby córka- Kristen.- Viola wytłumaczyła całą sytuacje i przedstawiła siebie oraz naszą resztę.
-Miło mi Louis jestem. A co byś powiedziała, gdybym podwiózł was do szpitala busem?- spytałam
-Wiem jak się nazywasz i mi również miło. Mógłbyś? Byłabym bardzo wdzięczna.- odpowiedział Viola.
-Jakbym nie mógł to bym nie pytał, mogę, a nawet chce.- powiedział i się uśmiechnął.
-Dziękuje, dziękuje, dziękuje!- zawołała Viola i odwzajemniła uśmiechem-To chodźmy nie mamy czasu do stracenia.- Louis mówiąc to wskazał ręką na windę. Zmieściliśmy się w niej wszyscy i zjechaliśmy na podziemny parking. Louis zaprowadził nas do busa, otworzył drzwi razem z Violą wstawił wózki do tyłu, gdzie ja też siadłam, żeby pilnować dzieciaków, a on i Violetta poszli do przodu. Po chwili ruszyliśmy, a Louis i Violetta zaczęli rozmawiać. 


Hej, jest 22, do akcji wkroczył Louis co z tego wyniknie?
Wiem, że miał być wcześniej, ale miałam problemy z pendrivem :/


Do napisania,
Luśka :*** 

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 20

*Oczami Violetty*

Doszłyśmy już do przystanku, gdy zadzwoniła moja komórka. Wyjęłam telefon z kieszeni szortów. Dzwoniła babcia odebrałam:

*Rozmowa telefoniczna*

-Halo?
-Viol, słuchaj. Rose zaczęła płakać i za nic nie mogę jej uspokoić. Jak próbowałam ją nakarmić to pluła. Smoczka też nie chce, co ja mam zrobić?
-Może jej coś zaśpiewaj? Albo poczekaj chwilę, jesteśmy dopiero na przystanku zaraz wrócimy i ją uspokoję.
-Dobrze, tylko się pospieszcie, bo naprawdę nie wiem co robić.
-Ok babciu spokojnie, zaraz będziemy.
-Czekam.

*Koniec rozmowy*

-Julka, musimy wracać, Rose płacze, a babcia nie może sobie poradzić z uspokojeniem jej.
-Oki, to wracajmy. Najwyżej później pójdziemy, albo możemy wziąć Rose razem ze sobą. Wystarczy wózek
-Nom, właśnie pomyślałam o tym samym. Można wziąć też Charliego, bo wózek jest 2 osobowy- powiedziałam, gdy już szłyśmy w kierunku domu. Szybko wróciłyśmy. Od razu rzuciła mi się w oczy kartka na schodach. Pierwsze co zrobiłam to wzięłam ją i schowałam do kieszeni. Dopiero potem weszłam do domu, a za mną Julia. Już od progu słychać było płacz Rose, do której dołączył Charlie. Pewnie zaraz i Kristen zacznie płakać. Szybko pobiegłam na górę. U Ro była babcia próbująca ją uspokoić. Przejęłąm od niej moją, malutką siostrzyczkę, a babci powiedziałam, żeby poszła do Charliego. Zaczęłam śpiewać Rose piosenkę „Too late” zespołu 5 seconds of summer. Momentalnie się uspokoiła. Przebrałam ją i położyłam na łóżku całując w czółko i mówiąc, że zaraz wrócę i pójdziemy na spacer. Poszłam sprawdzić jak babci idzie z Charlim. Gdy weszłam babcia właśnie kładła Charliego do łóżka.
-Babciu, ja zaraz wychodzę, ale zabieram ze sobą oprócz Julki, Rose i Charliego więc zostanie Ci do pilnowania tylko Kristen i Mike, ok?
-Jasne. Poradzisz sobie?- spytałam-No jasne, że tak to pójdę jeszcze do siebie i zaraz idziemy.
Poszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam kartkę z kieszeni. Zaczęłam czytać:

Zapomniałam o najważniejszym, a mianowicie: łóżeczko w kartonie schowane jest w krzakach, oczywiście trzeba je
złożyć. Zdaje sobie sprawę z tego, że ciężko byłoby je Ci przenieść do domu więc ja się o nie postarałam. Z wózkiem to chyba sobie poradzisz?

Buziaki, mama Kristen :***”

Szybko odpisałam:

Dziękuje, że o tym pomyślałaś, już jest mi łatwiej. Tak z wózkiem sobie poradzę.

Trzymaj się, Violetta :***”

Poszłam do Juli. Zanim weszłam zapukałam, usłyszałam: „Proszę” i weszłam.
-Jula, pomożesz mi. Weź Charliego na dół, a potem Rose, a ja wyprowadzę wózek i zniosę Kris. Kupie od razu dla niej wózek i wrócimy już z wózkiem, ok?
-Jasne to idę już po Charliego- powiedziała
-Tylko nie zapomnij smoczków i misiów.- odparłam i wyszłam z jej pokoju. Poszłam do garażu po wózek. Położyłam kartkę na schodach. Wózek postawiłam na ścieżce, a już po chwili Julka umiejscowiła tam Charliego. Przypięłam go odpowiednio i poszłam do domu po Kristen. Gdy wróciłam razem z nią na dwór, Julcia przypinała Rose.
-Idziemy?- spytałam
-Jasne. Ja biorę wózek.
-Ok.
Julka złapała za wózek i ruszyła podjazdem na chodnik, ja szłam za nią niosąc Kristen w nosidełku.


Jest 20, sorki, że tak późno, ale szkoła i przed świąteczne porządki przeszkadzają w pisaniu i zabierają masę czasu. Następny postaram się wstawić szybciej :)

Dziękuje za komentarze pod 19 nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy :*

Ściskam,
Luśka :***

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 19

*Oczami Juli*

Robiłam herbatę dla babci gdy do kuchni weszła Violetta w ręku trzymała nosidełko, w którym leżało malutkie dziecko.
-Kto to jest?- spytałam wskazując na śpiące dziecko w nosidełku.
-To Kristen. To właśnie ona płakała. Ktoś położył ją na schodach przed domem i w liście prosi o opiekę nad nią, a zresztą sama przeczytaj.- podała mi jakąś kartkę, a właściwie dwie. Przebiegłam tekst wzrokiem. No ok trochę to dziwne, ale zdarza się.
-Viol, nie chcę Cię martwić, ale będziesz musiała przekonać rodziców- powiedziałam po przeczytaniu kartek. Z kontekstu domyśliłam się tego co odpisała jej Violetta.
-No wiem, lekko nie będzie, ale skoro ta dziewczyna zostawiła pieniądze na utrzymanie i będzie je donosić to utrzymanie mamy załatwione. Doświadczenie też mam. Powinno być ok tylko ta szkoła, ale to mama się zgodzi na zajmowanie się nią wtedy, bo ja cały czas zajmuję się Wami.- odpowiedziała mi
-W sumie racja. Uda się. Mam nową młodszą siostrę- fajnie. Kristen- ładne imię, podoba mi się.- odparłam i uśmiechnęłam się do mojej nowej malutkiej siostrzyczki- Kristen.
-Idę ją przedstawić babci i poprosić ją, żeby chwilę się nią zajęła to pójdę kupić potrzebne rzeczy.- powiedziała Violetta.
-Ok, a będę mogła iść z Tobą?- spytałam. Bardzo chciałam, żeby Violetta mi pozwoliła. Trzeba kupić sporo rzeczy więc może jej się przydam. A poza tym jaram się tym, że mogłabym wybrać mojej siostrze ubrania i inne takie.
-Jasne, że możesz iść, nawet miałam Cię zapytać czy chcesz iść- odpowiedziała mi na pytanie i uśmiechnęła się. Rzuciłam się na nią wołając „dziękuje”
-Proszę. Ale teraz puść, bo dusisz- powiedziała śmiejąc się.


*Oczami babci*

Rozpakowywałam się gdy usłyszałam pukanie do drzwi:
-Proszę- zawołałam. Do pokoju weszła Violetta trzymając nosidełko, w którym leżało malutkie dziecko.
-Babciu to jest Kristen. Ktoś zostawił ją na schodach i prosił w liście o opiekę no i ja się zgodziłam, ale nie wiem czy rodzice będą chętni- Violetta pokrótce wytłumaczyła mi o co chodzi.
-Tak skarbie, pomogę Ci przekonać rodziców, żeby Kristen z nami została.- powiedziałam, a Viol rzuciła się na mnie z dzikim okrzykiem radości zmieszanym ze słowem dziękuje. Zaczęłam się śmiać mówiąc:
-Jak mnie udusisz nie będę Ci mogła pomóc.
-Oj przepraszam, ale tak się cieszę- odpowiedziała mi wypuszczając z uścisku
-Okey. A poza tym ona jest śliczna, ile ma miesięcy?- spytałam z ciekawością
-Ona ma 3 dni. Babciu mam prośbę: mogłabyś się zająć Kristen, Rose, Charlim i pewnie Mikiem? Bo chciałam pójść z Julką na zakupy, żeby kupić potrzebne rzeczy dla Kristen.
-Jasne, że się zajmę. Masz pieniądze?
-Mama Kriseten zostawiła pieniądze, żebym nie musiała się tym martwić.- powiedziała i postawiła nosidełko obok mnie, a sama wyszła z pokoju przedtem dziękując mi, że się zgodziłam. Tym samym zakończyła naszą rozmowę.


*Oczami Violetty*

Wróciłam do siebie. Szybko się przebrałam(http://stylistki.pl/letni-stroj-224116/) i poprawiłam makijaż. Złapałam torbę, pieniądze oraz telefon i wypadłam z pokoju. Zbiegłam na dół.
-Julka, gotowa?- spytałam
-No nie bardzo, pójdę się przebrać- odpowiedziałam
-Ok, to ja zaniosę babci herbatę i przy okazji spytam Mika czy idzie z nami. Jak powiedziałam tak zrobiłam najpierw zaniosłam babci herbatę, a potem zapukałam do Mika.

*Oczami Mika*

Usłyszałem pukanie do drzwi od razu wiedziałem, że to Viol, bo tylko ona puka w taki sposób. Powiedziałem „Proszę”, a ona weszła.
-Hej, Mike. Na schodach było nosidełko z dzieckiem w środku i kartka obok by się nim zaopiekować. To zamierzam zrobić. Właśnie idę z Julią do sklepów kupić potrzebne rzeczy dla Kristen- tak ją nazwano. Idziesz z nami?- wytłumaczyła mi o co chodzi, a na koniec zadała pytanie, na które w sumie nie znałem odpowiedzi. Chyba jednak wolę po rysować. W tym jestem dobry, na rzeczach dla niemowlaków się nie znam.
-Wiesz co, wolę rysować. Babcia z nami zostanie?- odpowiedziałem i spytałem.
-Tak babcia zostaje. Jak chcesz poznać Kristen to jest u babci. My będziemy lecieć. Jak wrócimy to obejrzę Twoje rysunki.- powiedziała i uśmiechnęła się
-Ok, o ile nie będę już spał. Jestem strasznie śpiący i może się wcześniej położę.
-Spoko, to pa- odparła i wyszła z pokoju zamykając drzwi, a ja wróciłem do rysowania.


*Oczami Juli*


Po „podduszeniu” Violetty poszłam się przebrać. Weszłam do pokoju, otworzyłam szafę i zaczęłam przyglądać się swoim ubraniom. W końcu znalazłam odpowiedni strój (http://stylistki.pl/4-stroj-letni-226206/) i szybko się przebrałam. Poszłam do łazienki umyłam zęby, przeciągnęłam błyszczykiem po ustach i już byłam gotowa. Wzięłam z łóżka swoją torbę i zeszłam na dół, żeby zaczekać na Viol. Po kilku minutach Viola zeszła na dół i wyszłyśmy z domu. Skierowałyśmy się w stronę przystanku.

Podoba się?

3majcie się
Luśka :***









wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 18

Na schodach stało nosidełko, a w nim było malutkie dziecko, które płakało. Obok nosidełka leżała zgięta na pół kartka. Wyjęłam dziecko z nosidełka i uspokoiłam je. Gdy przestało płakać włożyłam je z powrotem do nosidełka, rozłożyłam kartkę i zaczęłam czytać:


Hej, wiem, że wyda Ci się to dziwne, ale skoro to czytasz to znaczy, że chyba zależy Ci na tym by to dziecko nie zostało na schodach. Jeśli chcesz zadzwonić po policję, albo do jakiegoś domu dziecka, to nie czytaj dalej, tylko odłóż kartkę i wróć do domu, a ja w tym czasie zabiorę dziecko z powrotem i zaniosę gdzie indziej.

Nazwałam ją Kristen, a więc Kristen ma 3 dni. (3 dni temu ją urodziłam, dziś wyszłam ze szpitala i oto Kristen jest na Twoich schodach.) Zostawiłam ją na tych schodach, ponieważ Ty na pewno zajmiesz się nią lepiej niż ja. Jej tata nawet nie wie, że ona jest na świecie. Nie mam czasu na wychowywanie dziecka. Mam taką pracę, że cały czas jestem poza domem dużo podróżuje, zresztą jej tata też. Wierzę w to, że powiesz Kristen prawdę o jej pochodzeniu i jak kiedyś będę chciała się z nią spotkać to jej na to pozwolisz.

Jeśli przeczytałaś to wszystko i się nie rozmyśliłaś z opieki, w zasadzie z matkowania (zostania mama) Kristen to dobrze. Weź Kristen do domu.

Fajnie by było jakbyś mi odpisała i przedstawiła swoje warunki. Napisz na kartce, a ja ją zabiorę, jeśli obiecasz, że nie będziesz patrzeć. Jak ją przeczytam to swoją odpowiedź położę na schodach. Po 20 minutach wyjdziesz i zabierzesz odpowiedź, a ja wtedy już sobie pójdę.

Całuję,
biologiczna mama Kristen :***”

Zajmę się Kristen, bynajmniej spróbuję, póki jest babcia, jest też szansa, że namówię rodziców, na to, że ja się nią dobrze zajmę. Powinno się udać. Wzięłam nosidełko w rękę i weszłam do domu. Postanowiłam odpisać tej dziewczynie:

Hej, mam na imię Violetta (myślę, że powinnaś to wiedzieć, bo w końcu oddajesz Kristen pod moją opiekę). Nie mam warunków. Cieszę się, że trafiłaś akurat na moje schody. Pewnie żałujesz, że nie możesz się sama nią zająć. Pocieszę się zajmowałam, wciąż zajmuję się czwórką rodzeństwa (teraz: 13 lat, 10 lat, 2 latka i roczek). Chcę zająć się Kristen jak najlepiej. Nie mam żadnych warunków. Zgadzam się na Twoje. Nawet jakbyś nie napisała, że chcesz, żeby Kristen znała przeszłość to ja i tak bym jej wszystko powiedziała. Możesz się z nią spotykać kiedy chcesz. Może kiedyś Kristen pozna i swojego tatę? Za 20 minut wyjdę po Twoją odpowiedź, nie będę podglądała.

Violetta”

Odpisałam. Wyszłam na schody, położyłam kartkę i wróciłam do środka. Mam nadzieje, że mama Kristen mi odpowie. Fajnie est mieć takie małe dzieci w domu. Jeszcze w szczególności jak są, będą prawie Twoje.


*Oczami mamy Kristen*

Ciemnowłosa dziewczyna wyszła z domu. Na początku uspokoiła Kristen, a potem wzięła kartkę do ręki i przeczytała. Wzięła nosidełko razem z Kristen do domu. Po chwili znów wyszła na schody z nową kartką, położyła ją na schodach i wróciła do domu. Szybko zgarnęłam kartkę i przeleciałam wzrokiem tekst. Po chwili zabrałam się za odpisywanie. Dokładnie po 17 minutach położyłam kartkę na schody. Violetta (z kartki wynika, że tak ma na imię dziewczyna, która będzie mamą mojej Kristen) równo po 20 minutach wyszła na schody, wzięła kartkę i z powrotem znalazła się w domu. Po chwili, przez którą Violetta czytała kartkę dziewczyna wypadła na schody i zawołała:
-Hej! Nie wiem czy tu jesteś, ale mam nadzieję, że tak. Dziękuje nie trzeba było poradziłabym sobie sama.- zza krzaków, w których się ukryłam widać było jej szeroki uśmiech. Aż sama się uśmiechnęłam, Kristen trafiła w dobre ręce.

*Oczami Violetty*

Po 20 minutach wyszłam, na schodach już leżała kartka, podniosłam ją i wróciłam do domu, żeby przeczytać.

Wierze Ci. Dziękuję, że jesteś taka miła, dobra, żeby zająć się cudzym dzieckiem i to jeszcze na takich warunkach jakie ustaliłam. Kochana jesteś. W nosidełku pod kocykiem jest schowana koperta z pieniędzmi, żebyś mogła kupić Kristen wszystko co potrzebne i wszystko co ona sobie wymarzy. W kopercie powinno być milion dolarów. Mam nadzieję, że to na razie wystarczy. Za jakieś 3 lata wrócę tu z nowymi pieniędzmi, żebyś nie musiała się ograniczać w wydawaniu. Nie odpisuj już ;) Chociaż Cię nie znam, to wiedz, że Cię kocham. Zechciałaś się zaopiekować Kristen, dziękuję Ci bardzo, wiem, że to słowo to za mało, ale nie znam innego na opisanie swojej wdzięczności.

Ucałuj ode mnie Kristen i swoje rodzeństwo :)
Całuję mocno,
Mama Kristen :*** "




Następny postaram się wstawić najpóźniej w niedziele.

Trzymajcie się <333

Luśka :***