wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 27

*Oczami Liama*

Minęły dwa dni od tej feralnej nocy w klubie, Nicol się nie odezwała, aż dziwne zawsze po takim incydencie odzywała się następnego dnia. W sumie nie żałuję, że się nie odzywa. Lepiej dla mnie. Jeszcze jakbym miał mało swoich problemów to muszę się użerać z Louisem. On zachowuje się gorzej niż nie jeden bachor. No błagam, jest teraz u dziewczyny, którą ledwo zna, ale on twierdzi, że to jego przyjaciółka. Spotkali się dwa razy, a pierwszy raz to było potrącenie tej dziewczyny przez Louisa i podwózka do szkoły. Teraz podobno ta dziewczyna ma problemy i on jej pomaga, więc tam zostaje. Razem z chłopakami się o niego martwimy. Jego ostatnia dziewczyna- Ashley też miała problemy, a ich związek zakończył się rozstaniem, które Louis bardzo przeżył. Louis nie zbawisz całego świata. Skończ spotykać się z dziewczynami, których specjalizacją są problemy. Chwila, przecież ja też nie jestem święty. Ja mam farta do zdradliwych suk Nicol to była 4 taka nie wierna dziewczyna, z którą się związałem i jeszcze dałem jej kilka szans, jak zresztą jej poprzedniczką. Osądzam Louisa, a sam jestem nie lepszy, chyba nawet gorszy. Powinienem się najpierw przebadać, później pójść do psychologa, a następnie do psychiatryka. Ja nie jestem normalny.

*Oczami Louisa*

Powoli się uspokoiła, to dobrze.
-Lubisz omlety?- spytałem
-Lubię, nawet bardzo
-To chodź pokażesz mi gdzie są odpowiednie produkty, a ja zrobię omlety na kolację.
-Ale ja Ci pomagam.
-Mowy nie ma Ty będziesz siedzieć pijąc kakao mojej roboty i udzielać mi instrukcji.
-No chyba Cię pogło, ja też chcę robić omlety, lubię gotować.
-No już dobrze, niech Ci będzie, razem zrobimy omlety.- zgodziłem się, a na jej twarzy zagościł uśmiech, co prawda na krótką chwilkę, ale jednak był.
-Super, to chodź zabierajmy się do pracy. Poszliśmy do kuchni i zaczęliśmy robić omlety, po pewnym czasie były już gotowe, zawołaliśmy rodzeństwo Violi- Julkę i Mike, a sami wzięliśmy się za sprzątanie bałaganu, który zrobiliśmy. Do kuchni weszła Julka, a zaraz za nią Mike oboje mieli zaczerwienione oczy od płaczu, najlepiej nie wyglądali, ale czemuż tu się dziwić właśnie umarła im babcia. Wszyscy usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Jedliśmy w milczeniu, każdy był pogrążony we własnych myślach. Po skończonym posiłku odeszliśmy od stołu Julka i Mike od razu pobiegli na górę, a ja przypomniałem sobie, że w bagażniku busa zostały zakupy, które zrobiły dziewczyny. Pomogłem Violi powkładać naczynia do zmywarki i powiedziałem jej o zakupach. Oboje wyszliśmy, żeby je przynieść, gdy tylko wyszliśmy z domu Viola zaczęła się trząść. Zdjąłem swoją bluzę i zarzuciłem jej na ramiona, Podziękowała mi. Wnieśliśmy zakupy do domu. Poszliśmy do salonu, Violetta oddała mi bluzę i okryła się kocem. Włączyła telewizor, akurat były wiadomości. Mówili o jakimś pożarze w hotelu. Reporterka mówiła coś o podpaleniu, a za nią widać było szalejący ogień i strażaków próbujących opanować sytuację. Violetta patrzyła na ekran telewizora, a jej oczy wyrażały strach, który rósł z sekundy na sekundę. Nie wiedziałem co się dzieje.

*Oczami Violetty*

To nie możliwe. W telewizji podano nazwę hotelu w którym zatrzymali się moi rodzice. Jest tam pożar, jeszcze jeden koszmar się nie skończył, a już zaczyna się drugi. Moi star rósł coraz bardziej, a co jeśli? Nawet tak nie myśl, nie wolno Ci. Wiem zadzwonię do mamy aby mieć pewność. Odsunęłam się od Louisa i wstałam z kanapy. Podeszłam do stolika, na którym leżała moja komórka, podniosłam ją i wybrałam numer mamy. Odebrała po pierwszym sygnale:

*rozmowa telefoniczna*

-Coś się stało, że dzwonisz?
-Właściwie to tak, ale nie po to dzwonię.
-To mów szybko, o co chodzi, bo jestem w samochodzie, przez co słabo słyszę, a poza tym bateria mi pada.
-Wracacie już do domu?
-Nie, jedziemy do hotelu, bo tę noc spędziliśmy u mojej koleżanki, a za hotel jest zapłacone, więc dziś to wykorzystamy. Wrócimy więc dopiero jutro wieczorem, może być? Poradzisz sobie?
-Do jakiego hotelu jedziecie? Tak, poradzę sobie.
-Do hotelu: „Good life”, a czemu pytasz?
-A tak sobie, z czystej ciekawości, kończę, pa mamo.
-Paa.

*Koniec rozmowy*

Po skończeniu rozmowy, odetchnęłam z ulgą, bo nazwa hotelu, który właśnie płonie to: „All is good”. Odłożyłam telefon z powrotem na stolik i wróciłam na kanapę do Louisa. Przytuliłam się do niego.
-Lubisz się przytulać co?- spytał
-A kto nie lubi? Przeszkadza Ci to?- odpowiedziałam pytaniem, a nawet dwoma, tyle, że to pierwsze było retoryczne
-Wręcz przeciwnie, podoba mi się- wymruczał mi we włosy. I wtedy stało się coś według mnie złego, nie powinno do tego dojść.



Hej, przepraszam, że rozdział tak późno, ale teraz szaleństwo z ocenami, nie mam czasu na pisanie, bo dużo się uczę :'(

Dziękuje, za wszystkie komentarze i wejścia na tego bloga, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy :)
LBA zrobię później, dziękuje za nominacje.
Następny postaram się szybciej.

Luśka:***

czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 26

*Oczami Louisa*

Biedna Viola. Zmęczona dzisiejszym dniem zasnęła mi na kolanach, nie dziwie jej się tyle przeżyć, a do tego faktycznie jest już późno. Delikatnie położyłem ją na kanapie, na fotelu obok zauważyłem koc więc przykryłem nim Violettę. Położyłem sobie jej głowę na kolana i myślałem. Coś mi się wydaję, ale nie jestem pewien, Viola chyba mi ufa. Co ja gadam na pewno mi ufa. No bo jak by mi nie ufała to nie byłbym teraz w jej domu, nie siedziała by mi na kolanach, nie płakała w moich ramionach, nie przytulałbym jej i nie obejmował. Coś wątpię, że zanosi się na poważny związek, ale jakaś szansa powinna być. Telefon zaczął mi wibrować w kieszeni przerywając moje rozmyślania. Dzwonił Liam. Oj będzie kazanie. Odebrałem.

*Rozmowa telefoniczna z Liamem*

-Gdzie jesteś?! Czyś Ty kompletnie oszalał?! Wiesz jak my się tu o Ciebie martwimy?! Wracaj do domu i to natychmiast!
-Tak Liam mi również miło Cię słyszeć. Jestem u przyjaciółki, nie, nie oszalałem, nie wiem jak się martwicie, ale domyślam się, a i nie mogę wrócić do domu, sorka może później.
-U jakiej przyjaciółki? Jak to nie wracasz? Do krzesła Cię przywiązali? Nie denerwuj mnie i wracaj, mam po Ciebie przyjechać? Miałeś iść do sklepu
-Liam jest spoko, jestem u Violi to ta dziewczyna, o której Wam mówiłem, że ją potrąciłem. Ona ma teraz ciężką sytuacje i chciała, żebym u niej został, więc tak jakby jestem przywiązany. Nie denerwuj się, przecież wrócę, a poza tym mam samochód.
-Jakie spoko? Jesteś przyjacielem dziewczyny, którą ledwo znasz? Jaką ciężką sytuacje?
-No normalnie spoko, tak jestem jej przyjacielem, a jej ciężka sytuacja to tajemnica i na pewno Ci nie powiem, a tym bardziej przez telefon.
-Dobra, niech Ci będzie, tylko lepiej by było jakbyś jeszcze dziś wrócił, ale Twój wybór. Narka
-Paa

*Koniec rozmowy telefonicznej z Liamem*

Jejku, jakie on ma problemy, na szczęście ta rozmowa już się skończyła. Liam nie jest zbyt zadowolony, ale trudno. Viola zaczynała się budzić, oj długo to ona sobie nie pospała.

*Oczami Violetty*

Obudziłam się otulona kocem z głową na kolanach Louisa. Uśmiechnęłam się, jaki on jest troskliwy i opiekuńczy.
-Obudziłaś się już? Za długo to nie pospałaś. Chcesz coś do jedzenia?- długo nie, ale chociaż trochę. Małą dziewczynką to ja już nie jestem potrafię sobie zrobić coś do jedzenia.
-Jestem na pewno lepszym kucharzem- oj Louis tak sobie wmawiaj, mnie babcia uczyła gotować, właśnie babcia. Momentalnie z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Nie zgrabnie usiadłam, a Louis mnie przytulił. Chyba domyślił się o co chodzi.
-Ciii... Viola, co ja nie tak powiedziałem?- spytał zdezorientowany, nawaliłam, on myśli, że to przez niego płaczę.
-Nic nie powiedziałeś, bo moja babcia uwielbiała gotować i ona mnie tego nauczyła, a teraz...- zacięłam się, nie umiem tego powiedzieć na głos, nawet nie umiem tak myśleć, że babcia... no, że ona... przeszła na inny świat, to zdecydowanie lepiej brzmi.
-Będzie dobrze, uwierz, proszę Cię nie płacz- Louis próbował mnie pocieszyć, choć wiedziałam, że raczej mu się to nie uda to podniosło mnie na duchu to, że próbuje, że nie odpuszcza.
-Chciałabym w to wierzyć, ale nie potrafię, teraz jest lepiej, bo jak jesteś to nawet staram się w to uwierzyć, ale jak zostanę sama to boję się, że nie dam rady i że znów...
-Nawet tak nie myśl, jeśli potrzebujesz mnie, żeby tego nie zrobić to zostanę nawet rok, nie pozwolę na to, żebyś siebie krzywdziła.- Louis przerwał mi w połowie zdania, nie dał mi dokończyć i za to go kocham jako przyjaciela oczywiście. On zawsze pocieszy, muszę wziąć od niego numer telefonu, żebym mogła zadzwonić, jak będzie źle. Ciekawe czy jakbym go poprosiła o numer to czy by mi dał? Ale mam rozkminy. Louis kołysał mnie delikatnie, dziwne- poczułam, że przestałam płakać. Jego głos, jego dotyk działa kojąco, jest jak balsam na duszę.

*Oczami Juli*

Cały czas płakałam, mimo iż Mike próbował mnie uspokoić to raczej średnio mi to wychodziło, ale cóż takie życie jak to babcia kiedyś powiedziała, wiem kiedy to powiedziała, to było po śmierci dziadka, te słowa wryły mi się w pamięć: „Życie jest jak płomień, zostanie zdmuchnięty, albo dotrwa do końca, ale zgaśnie na pewno.” A w mojej ulubionej serii książek w którymś tomie był cytat: „Nie ma śmierci, tylko zmiana światów.” Niby to wiem, w to wierzę, a nie umiem przestać płakać. Muszę się z tym pogodzić i ruszyć z miejsca, no wiadomo, że tak hop siup mi się nie uda pozbierać wydarzenia ostatnich dni, tygodni, miesięcy, a w niektórych przypadkach nawet lat kłębią się we mnie bardzo długo, a teraz razem z łzami wychodzą na zewnątrz. Po pewnym bardzo długim czasie nie mam już czym płakać wypłakałam wszystkie łzy. Nie czułam się lepiej, strasznie bolała mnie głowa, a poza tym czułam się pusta w środku, jakby uszło ze mnie życie, jakbym pękła jak bańka mydlana. Miałam w sobie, a właściwie w duszy, pamięci tylko wspomnienia, były i dobre i złe, ale chyba jednak przeważały te złe. Niektóre, właściwie tylko te najlepsze należały do czasu zanim przez tą akcje z Violą musieliśmy się tu wyprowadzić. Cały okres przeprowadzki, a nawet już zamieszkania tu przypomina mi złe wspomnienia, a teraz będą one jeszcze gorszę, czuję to całą sobą i duszą i ciałem i sercem i umysłem...


Hej :) Jest nowy rozdział i kilka zmian:

-Nowy wygląd bloga, podoba się czy wolicie poprzedni?
-Pojawiły się zakładki
-Bohaterowie są przeniesieni do zakładki
-Od teraz można komentować z anonima(proszę o podpisywanie się)

Choroba mi służy(o ile można to tak nazwać) nareszcie miałam czas, żeby wszystko ogarnąć i zrobić tak jak chciałam. Zawsze brakowało czasu, a teraz mam go aż za dużo, ale to chyba dobrze dla Was, bo rozdziały będą częściej(już napisane). 
Zaczęłam też pracować nad nowym blogiem więc głosujcie w ankiecie z kim ma być blog :)
 

No i najważniejsze:

Dziękuje, Dziękuje, Dziękuje... :***

za ponad 2700 wyświetleń, jaram się :D

Komentarz- uśmiech na mojej twarzy :D

Luśka :*** 

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 25

 *Oczami Mika*

Po słowach babci po prostu zerwałem się z krzesła i pobiegłem do dyżurki pielęgniarek. 
Zawołałem tylko: „Moja babcia umiera!!!” Pielęgniarki natychmiast wstały i szybko poszły do babci, a jedna z nich zadzwoniła do lekarza. Wróciłem do sali, w której leżała babcia. Chcieli reanimować babcie, ale Viola im to uniemożliwiała, trzymała babcie za rękę, patrzyła na jej twarz i powtarzała jak w transie: „Nie zostawiaj nas” Julka przytulała Violettę i próbowała ją odciągnąć. Podszedłem do nich i powiedziałem do Violi:
-Chodź, jest szansa, że uratują babcie, ale my nie możemy im przeszkadzać. Zrezygnowana Viola puściła rękę babci. Lekarz kazał nam iść na korytarz i czekać. Tak też zrobiliśmy. Jak Louis nas zobaczył od razu zerwał się z miejsca i spytał się nas: „Co się stało?” Chyba kapnął się, że coś jest nie tak, bo Violetta cały czas powtarzała pod nosem: „Ona nie może”. Julia patrzyła się tępo w ścianę i nic nie mówiła więc ja pospieszyłem z wyjaśnieniami:
-Nasza babcia powiedziała nam, że przyjechała się pożegnać i teraz idzie do Boga i ona chyba umarła. Niby próbują ją reanimować, ale ja mam przeczucie, że to już nic nie da.- wydusiłem z siebie.
-O boże- Louis był zaskoczony i chyba trochę przerażony moimi słowami. Zauważyłem, że Viola przytula się do Louisa i zaczyna płakać co chwilę mówiąc: „Nie, nie, nie...” On ją obejmuje i prowadzi na krzesło. Siadają na krzesłach, a ja mam wrażenie, że z każdą minutą Viola przytula się do Louis coraz mocniej i że coraz więcej łez kapie jej z oczu. W końcu Violetta wstaje ze swojego krzesła i siada Louisowi na kolanach wtulając głowę w jego szyję, a on ją mocno przytula. Julia stoi patrząc się w ścianę i nałogowo mruga, żeby powstrzymać łzy. Ona chyba nie do końca wie co się wokół niej dzieje. Biorę ją za rękę i prowadzę na krzesło. Zaraz po tym jak siada mocniej ściska moją rękę i nadal wpatruję się w ścianę, odwzajemniam uścisk. Siedzimy we czworo na krzesłach, obok stoją dwa wózki, jest cisza, no może czasami słychać szloch Violi lub jej szept wypowiadający wciąż to samo, jedno słowo- „nie”. W końcu z sali wychodzi lekarz i mówi do nas:
-Niestety nie udało się, chcecie iść po raz ostatni ją zobaczyć? Na jego słowa Violetta zaczyna na cały głos krzyczeć: „Nie to niemożliwe!!! To nie może być prawda!!!, proszę nie” ostatnie dwa słowa to szept zamieniający się w szloch. Louis delikatnie ją kołyszę na swoich kolanach. Zauważyłem, że mimo iż nie znał naszej babci to w jego oczach zalśniły łzy. Julka nadal patrzyła w ścianę, tym razem łzy leciały z jej oczu jak wodospad i coraz mocniej ściskała moją rękę, a ja nie czułem nic, zupełną pustkę. Lekarz patrząc na nas stwierdził, że raczej nie chcemy zobaczyć babci więc odszedł mówiąc, że mu przykro.

*Oczami Louisa*

Nie znałem babci Violi, ale jak usłyszałem o tym, że nie żyję łzy zakręciły mi się w oczach, ale nie mogłem się rozpłakać muszę być silny dla Violetty. Ona siedziała mi na kolanach i nie wiem czy to możliwe, ale czułem jakby co jakiś czas mocniej się do mnie przytulała i mocniej zaczynała płakać. Julia patrzyła się w ścianę, a łzy leciały po jej policzkach i skapywały na podłogę. Mike siedział trzymając Julę za rękę i patrzył się w podłogę, nie płakał. Zdziwiłem się, przecież właśnie stracił babcię. Może to do niego jeszcze nie dotarło, albo nie wierzy, że to prawda. A może tak jak ja starał się być silny, pewnie chciał, żeby siostry mogły na nim polegać. Viola chyba się trochę uspokajała. Jejku, współczuję jej z całego serca, tyle przeszła, to widać po niej. Jest już zmęczona życiem. Szkoda mi jej. Taka piękna i inteligentna dziewczyna, a tak cierpi, aż żal patrzeć. Spojrzała na mnie oczami zaczerwienionymi od płaczu i nadal pełnymi łez i powiedziała:
-Chodźmy stąd, ja już dłużej tu nie mogę, a poza tym to raczej nic tu po nas.
-Okey, chodźmy.- odpowiedziałem jej, a ona wstała z moich kolan. Również się podniosłem. Złapałem za wózek z Rose i Charlim, a Viola wzięła ten z Kristen.
-Julcia, Mike chodźcie, nic tu po nas. Wracamy do domu.- Violetta powiedziała do dwójki rodzeństwa. Mike wstał pociągając za sobą. Julia nie reagowała. Patrzyła się na ścianę. Ruszyliśmy do windy, zjechaliśmy na dół i wyszliśmy przed budynek. Skierowaliśmy się do busa. Weszliśmy do samochodu. Spytałem Violę o adres, na który mam ich odwieźć, a reszta drogi minęła w ciszy. Zaparkowałem pod domem. Usłyszałem głos Violetty:
-Wejdziesz? Nie chce być sama, a rodzice wracają późno.
-Jeśli nie będę wam przeszkadzał to mogę wejść.- odparłem
- Przeszkadzać na pewno nie będziesz, jedynie pomagać- spróbowała się uśmiechnąć, nie bardzo jej to wyszło, ale dobre i to, że przestała płakać. Wysiadłem z busa i wyjąłem z niego wózki. Ruszyliśmy podjazdem do domu Violetty.

*Oczami Violetty*

Bałam się zostać sama, no może nie byłabym do końca sama, bo przecież mam rodzeństwo, ale i tak się bałam. Przy Louisie czułam się bezpiecznie, to mi wystarczyło i zaprosiłam go do domu. Wiedziałam, że jak ktoś ma mi pomóc się ogarnąć to jest to Louis. Gdy weszliśmy do domu. Louis za pomocą moich wskazówek pozanosił Rose, Charliego i Kristen do odpowiednich pokoi, a Kristen to nawet łóżeczko złożył. Po tym jak dzieciaki spały w swoich pokojach, zaproponowałam Louisowi coś do jedzenia. Nie chciał. Jak przechodziliśmy koło pokoju Juli to usłyszałam jak ona płaczę, a Mike próbuje ją pocieszyć. Natychmiastowo w moich oczach ukazały się łzy, które powoli zaczęły spływać po policzkach. Louis je otarł i zaprowadził mnie na kanapę. Usiedliśmy, chciałam byś jak najbliżej niego więc mocno się w niego wtuliłam. To mi nie wystarczało, dlatego po chwili siedziałam mu na kolanach, ale on chyba nie miał nic przeciwko, nie protestował, tylko mocniej mnie przytulił. Czy ja czasem nie robię mu nadziei na związek? Jezu, jaki ze mnie dureń. On może pomyśleć, że ja chcę być z nim razem, że chcę jego miłości. Fakt w aktualnym momencie potrzebuje jego miłości i bliskości, ale jako przyjaciela, a nie chłopaka. Nie jestem gotowa na związek i coś mi się wydaję, że już nigdy nie będę gotowa. A jak to zniszczy naszą przyjaźń? W ogóle mogę to nazwać przyjaźnią? O czym ja myślę? Moja babcia umarła, ja znów się pocięłam, a myślę o związkach i przyjaźniach no i o Louisie. Stop! Przestań! Później się będę martwić o przyjaźń z Louisem. Jakoś przyjęłam to do wiadomości. Zachciało mi się spać. Wtuliłam się w Louisa i starałam się zasnąć, żeby już nie myśleć.


Przybywam z nowym rozdziałem, wiem, że trochę późno, mam nadzieję, że mi to 
wybaczycie :)

Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział :) A teraz mam mnóstwo czasu na pisanie, bo jestem chora więc kilka rozdziałów do przodu jest :) 

Zastanawiam się czy nie założyć kolejnego bloga z opowiadaniem, co Wy na to? Na górze po prawo jest ankieta, zapraszam do głosowania :)

Zapraszam na blogi wypisane po prawej stronie, polecam do czytania, dziewczyny, które piszą te blogi mają talent, który trzeba docenić :)

Komentarz= uśmiech na mojej twarzy :D

Trzymajcie się i do następnego <3
Luśka :***



środa, 7 maja 2014

Rozdział 24

*Oczami Violetty*

Słuchałam Louisa. Przestałam płakać. Ludzie mówią, że gwiazdy to zazwyczaj nie czułe i do tego głupie osoby. Mam przykład czułej, mądrej, wrażliwej osoby. Znów niszczę, boje się prawdy. A raczej boję się, że po wyznaniu prawdy mnie znienawidzi, odwróci się ode mnie. Miało być dobrze. Przeprowadzka miała pomóc. Chyba nic z tego. Jak nie powiem Louisowi prawdy to stracę jego zaufanie, bo on mi ufa, prawda? A ja jemu? Czy ja mu ufam? Chyba tak, ale pewności nie mam. Jakbym mu ufała to otworzyłabym te cholerne drzwi i porozmawiałabym z nim. To powinnam zrobić i czas najwyższy to zrobić. Jak mi ufa, wierzy to mnie nie zostawi, a jak zostawi to znaczy, że nie jest odpowiedni na przyjaciela. Powoli podniosłam się z podłogi i w tym momencie usłyszałam jak Louis śpiewa: „Little things”. On to śpiewa dla mnie, a ja jak zimna suka siedzę tu nie odzywając się, pewnie już przewiduje najgorsze. Dość! Przestań tyle myśleć i otwórz drzwi. To właśnie robię. Gdy tylko wychodzę wpadam w ramiona Louisa i ponownie się rozklejam.
-Ciii... Już dobrze. Jestem tu. Jesteś bezpieczna.- Louis szeptał mi do ucha i uspokajająco głaskał moje plecy. Staliśmy tak dość długo gdy w końcu udało mi się ogarnąć.
-Zmoczyłam Ci koszulkę- to jedyne słowa, na które było mnie stać w tej chwili- brawo jesteś genialna. Odsunęłam się minimalnie. Przyciągnął mnie do siebie
-To nic. Już lepiej?- spytał z troską
-Nie wiem, chyba tak. Pewnie chcesz wyjaśnień?- bałam się, tak cholernie się bałam, że będę musiała powiedzieć mu o wszystkim. Wiem, że powinnam, ale nie jestem gotowa.
-Nie musisz mi nic wyjaśniać, poczekam na to aż będziesz w 100% gotowa na to, żeby mi powiedzieć. Wierzę, że kiedyś mi powiesz i to mi wystarczy. Ważne, że nic Ci nie jest.- zdziwiłam się jego odpowiedzią, ufał mi, że jak będę gotowa to mu powiem. Wierzył, że kiedyś to zrobię. I ma rację powiem mu, ale jeszcze nie tutaj, nie w tym miejscu.
-Nie do końca nic mi nie jest.- przynajmniej w tym będę szczera. Pokazałam mu nadgarstek, na którym widniało kilkanaście ran, z których nadal sączyła się krew. Wziął moją rękę i dokładnie obejrzał, po czym wypowiedział jedno słowo:
-Dlaczego?- spytał szeptem, chyba tak, żebym nie usłyszała. Mimo to, że Louis prawdopodobnie nie oczekiwał odpowiedzi, powiedziałam:
-Ja sobie z tym nie radzę. Za dużo wspomnień.- znów w moich oczach pokazały się łzy. Louis to zobaczył i momentalnie mnie przytulił.
-Nic się nie stało. Chodź trzeba to opatrzeć.- nie spytał jakie to wspomnienia po prostu przytulił I stwierdził fakt oczywisty. Podniósł z podłogi moja torbę, obiął mnie ramieniem I zaprowadził do gabinetu.

*Oczami Louisa*

Ona jest taka bezbronna, taka krucha. Pocięła się, gdy to ujrzałem odebrało mi mowę spytałem tylko: “Dlaczego?”, ale raczej powiedziałem to do siebie nie do Violi. Nie oczekiwałem odpowiedzi, ale mimo to powiedziała mi: “Za dużo wspomnień.” Nie pytałem jakich, nie chcę, żeby przypominała sobie to wszystko I od nowa przez to przechodziła. Zaprowadziłem ją do gabinetu lekarz zdezynfekował I opatrzył jej rany, a ja zauważyłem, że ma dużo blizn I kilkanaście opatrzonych ran. Ona siebie niszczy, ale póki mi nie zaufa nie za bardzo mam szansę jej pomóc, no trudno. Muszę się z tym pogodzić, choć I tak będę starał się jakoś zapobiec nowym raną I blizną, może się uda, niewielka szansa jest. Wyszliśmy z gabinetu I poszliśmy do Juli. Jak nas zobaczyła, to Rose, którą trzymała na kolanach włożyła do wózka I do nas podbiegła. Miałem torbę Violi na ramieniu, a drugą ręką ją obejmowałem. Julia mnie lekko odepchnęła I rzuciła się na Viole, ta stała nieruchomo, ale chyba Julka za mocno przycisnęła jej ręcę więc oboje usłyszeliśmy zduszony jęk I ciche: “Ała...”. Jula momentalnie odsunęła się od Violetty spojrzała na nią I spytała:
-Co się stało? Kto Ci coś zrobił?- Julka była zaniepokojona
-Nic mi nie jest, idziemy do babci, lepiej zrobimy- Violetta odpowiedziała ze spokojem. Chyba nagle uświadomiła sobie, że już dawno powinna być u babci. Podeszła do recepcji podała odpowiednie dane I mogliśmy iść. Violetta wzięła wózek z Kristen, a ja ten z Rose I Charlim. Gdy dotarliśmy do odpowiedniej sali Viola I Julia weszły do babci, a ja zostałem z dzieciakami na korytarzu. Nagle Kristen zaczęła płakać. Wyjąłem ją z wózka I uspokoiłem, udało mi się. Zaraz po tym jak Kristen spała spokojnie w swoim wózku. Zaczął płakać Charlie. Uspokajałem go, ale nie szło mi tak dobrze jak z Kristen, a żeby tego było mało to jeszcze na koniec nieoczekiwanie zaczęła płakać Rose. Chyba we troje się zmówili Po wielu nie udanych próbach nareszcie udało uspokoić mi się całą trójkę, wreszcie spokojnie mogłem odetchnąć.

*Oczami Juli*

Weszłam razem z Violą do sali, w której leżała babcia. Przestraszyłam się I to dość mocno. Babcia była podłączona do przeróżnych urządzeń, a w tych wszystkich kablach siedział Mike na krześle, trzymając babcię za rękę. Podeszłyśmy do niego. Widać było, że płakał, jest strasznie wrażliwy. Viola siadła koło niego I go przytuliła. Ja usiadłam z drugiej strony I złapałam babcię za drugą rękę. Babcia była w sali sama. Nagle otworzyła oczy. Chciałam zawołać pielęgniarkę, ale mi na to nie pozwoliła.
-Usiądź Julka, mam wam coś ważnego do powiedzenia. Dobrze, że jesteście całą trójką.- powiedziała, a nasze trzy twarze skierowały się w jej kierunku. To co zaczęła mówić dalej przerażało.
-Słuchajcie, nie mam dużo czasu. Przyjechałam się z wami pożegnać, niestety z rodzicami waszymi nie zdążę, ale trudno, nie mam już więcej czasu. Idę do Boga I do dziadka, wiem, że będziecie tęsknić, ale jestem potrzebna gdzieś indziej. Nie wołajcie nikogo to nic nie da. Odchodzę, żegnajcie...- powiedziawszy to zamknęła oczy, a na maszynie wskazującej bicie serca pojawiła się prosta kreska. To naprawdę już koniec? Nie można nic zrobić? Nie wierzę w to musi być sposób. Musi...




Udało mi się wstawić dziś :) Dziękuje za komentarze pod poprzednim rozdziałem :)
Rozdział nie sprawdzony, jak są błędy to piszcie w komentarzach ja poprawie :)

Do następnego :)
Luśka :*** 




piątek, 2 maja 2014

Rozdział 23

*Oczami Juli*

Dzieje się coś złego. Viola przed chwilą się uśmiechała, a teraz mruga, żeby powstrzymać łzy. No tak szpital. Debil ze mnie. Violetta nie teraz, trzymaj się, jestem z Tobą. Proszę Cię nie przypominaj tego sobie teraz. To na nic, już jest za późno, zanim zdążyłam zareagować zostawiła wózek na środku korytarza i pobiegła w stronę łazienki. Teraz to już wszystko stracone, będzie jeszcze gorzej. Dostrzegłam pytające spojrzenie Louisa, który złapał wózek z Kristen i zjechał nim z przejścia. Nie mogę mu powiedzieć. Trzeba coś wymyślić. Stanęliśmy pod bokiem, a ja powiedziałam:
-Louis, to długa historia, to przez to się tu przenieśliśmy. Viola teraz musi pobyć sama i zajmie jej to sporo czasu, w końcu się ogarnie, ale potrzebuje czasu. Jeszcze nie zdążyła zapomnieć i teraz tylko się nasiliło. Jest jej ciężko. Nie mogę Ci lepiej tego wyjaśnić. Ona kiedyś Ci to powie, ale musisz jej zaufać, a co ważniejsze ona musi Ci zaufać, a po tym co się stało trudno jej zaufać komukolwiek. Potrzebuje czasu.
-Julia, ja nie wiem co się stało, ale wiem, że to coś bardzo strasznego i bolesnego dla niej. Ja już jej ufam i poczekam, aż ona mi zaufa. Wiem, że dużo osób myśli, że jestem tylko jedną z tych gwiazdeczek zaprogramowanych jak robot i robiących to czego ode mnie oczekują. Ale to nie prawda, ja jestem człowiekiem i mam uczucia i nie jestem ślepy, widzę, że coś jest nie tak. Mogę do niej pójść? Boję się o nią, wydaję się być taka krucha.
-Widać, że jesteś człowiekiem i że się o nią martwisz, ale lepiej zrobimy jak damy jej chwilę. Wytrzymasz? Pójdziesz do niej za jakieś 15 minut.
-Ok, poczekam. Chodź może usiąść.- odpowiedział mi. Poszliśmy usiąść, a Louis co chwila nerwowo spoglądał na zegarek na zmianę z drzwiami od łazienki, za którymi zniknęła Violetta.

*Oczami Violetty*

Zanim zaczęłam płakać na korytarzu, zostawiłam wózek i pobiegłam do łazienki. Na całe szczęście była wolna. Zamknęłam się i usiadłam na zimnej podłodze. Łzy strumieniami płynęły po moich policzkach. To wszystko do mnie wróciło. Nie, nie nie... Proszę zabierzcie to ode mnie. Nie chcę tych wspomnień, ale jest już za późno. Nie mogę cofnąć czasu, żeby to naprawić. Jaka ja byłam, jestem głupia. Muszę zapomnieć. Wiem: przecież zawsze mam żyletkę przy sobie. Otworzyłam torbę i znalazłam to czego szukałam. A gdyby tak zniknąć na zawsze? Zapomnieć o tym bólu? Nie, o czym ja myślę. Muszę pomóc Juli, muszę zająć się Rose, Charlim, Mikiem, muszę wychować Kristen. Wdech, wydech. Odłóż żyletkę, nie możesz. Już prawie mi się udało, ale właśnie wtedy wrócił najgorszy moment i ten ból. Nie dałam rady. Zamknęłam oczy, z których teraz wylewało się jeszcze więcej łez i przeciągnęłam żyletką po nadgarstku. Raz, drugi, trzeci. W końcu przestałam liczyć, ale to nie wiele pomogło, wspomnienia zostały, a razem z nimi ból i łzy.

*Oczami Louisa*

Po 15 minutach nerwowego oczekiwania spytałem Juli:
-Mogę do niej iść czy Ty idziesz?
-Idź ja zostanę z dziećmi. Mam nadzieję, że ją tu przyprowadzisz- odpowiedziała mi.
-Ja też mam taką nadzieje. Trzymaj kciuki, żeby się udało- wstałem z miejsca, wymusiłem uśmiech i poszedłem w stronę toalet. Na szczęście nie było podziału na męskie i żeńskie. Były 3 ogólne i 2 dla inwalidów. Zapukałem do pierwszej z 3 kabin. Odezwał się zapłakany głos, rozpoznałem, że to głos Violi, a więc trafiłem.
-Viola, otwórz. Jest okey.
-Nie otworze. Nie jest okey, nie było i nie będzie.
-Wyjdź proszę Cię. Ze mną jesteś bezpieczna. Porozmawiajmy.
-Z nikim nie będę bezpieczna. Po co mam wychodzić? Po co mam żyć? Uwierz wolałbyś mnie nie oglądać w takim stanie.
-Nieważne w jakim jesteś stanie. Chcę Ci pomóc. Otwórz, wyjdź, albo mnie wpuść. Może potrafię jakoś pomóc.
-Nikt nie potrafi mi pomóc, wszystko niszczę, jestem do niczego.- Violetta nie chciała otworzyć. Mówiła, że nikt jej nie pomoże. Gdy jej szloch się nasilił myślałem, że wszystko stracone. Tylko się nie zabij powtarzałem w myślach.
-Na pewno nie jesteś do niczego, jesteś wspaniałą osobą. To życie postawiło przed Tobą za dużo przeszkód, ale pokonałaś już tyle, a teraz chcesz się poddać?- spytałem i czekałem na odpowiedź, a kiedy ta nie przyszła, a szloch ustał zdenerwowałem się. Ona nie mogła tego zrobić. Nie teraz nie mogę jej stracić. A jeśli to już koniec?



Jak myślicie, co będzie dalej?

Luśka :***