*Oczami
Liama*
Minęły
dwa dni od tej feralnej nocy w klubie, Nicol się nie odezwała, aż
dziwne zawsze po takim incydencie odzywała się następnego dnia. W
sumie nie żałuję, że się nie odzywa. Lepiej dla mnie. Jeszcze
jakbym miał mało swoich problemów to muszę się użerać z
Louisem. On zachowuje się gorzej niż nie jeden bachor. No błagam,
jest teraz u dziewczyny, którą ledwo zna, ale on twierdzi, że to
jego przyjaciółka. Spotkali się dwa razy, a pierwszy raz to było
potrącenie tej dziewczyny przez Louisa i podwózka do szkoły. Teraz
podobno ta dziewczyna ma problemy i on jej pomaga, więc tam zostaje.
Razem z chłopakami się o niego martwimy. Jego ostatnia dziewczyna-
Ashley też miała problemy, a ich związek zakończył się
rozstaniem, które Louis bardzo przeżył. Louis nie zbawisz całego
świata. Skończ spotykać się z dziewczynami, których
specjalizacją są problemy. Chwila, przecież ja też nie jestem
święty. Ja mam farta do zdradliwych suk Nicol to była 4 taka nie
wierna dziewczyna, z którą się związałem i jeszcze dałem jej
kilka szans, jak zresztą jej poprzedniczką. Osądzam Louisa, a sam
jestem nie lepszy, chyba nawet gorszy. Powinienem się najpierw
przebadać, później pójść do psychologa, a następnie do
psychiatryka. Ja nie jestem normalny.
*Oczami
Louisa*
Powoli
się uspokoiła, to dobrze.
-Lubisz
omlety?- spytałem
-Lubię,
nawet bardzo
-To
chodź pokażesz mi gdzie są odpowiednie produkty, a ja zrobię
omlety na kolację.
-Ale
ja Ci pomagam.
-Mowy
nie ma Ty będziesz siedzieć pijąc kakao mojej roboty i udzielać
mi instrukcji.
-No
chyba Cię pogło, ja też chcę robić omlety, lubię gotować.
-No
już dobrze, niech Ci będzie, razem zrobimy omlety.- zgodziłem się,
a na jej twarzy zagościł uśmiech, co prawda na krótką chwilkę,
ale jednak był.
-Super,
to chodź zabierajmy się do pracy. Poszliśmy do kuchni i zaczęliśmy
robić omlety, po pewnym czasie były już gotowe, zawołaliśmy
rodzeństwo Violi- Julkę i Mike, a sami wzięliśmy się za
sprzątanie bałaganu, który zrobiliśmy. Do kuchni weszła Julka, a
zaraz za nią Mike oboje mieli zaczerwienione oczy od płaczu,
najlepiej nie wyglądali, ale czemuż tu się dziwić właśnie
umarła im babcia. Wszyscy usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.
Jedliśmy w milczeniu, każdy był pogrążony we własnych myślach.
Po skończonym posiłku odeszliśmy od stołu Julka i Mike od razu
pobiegli na górę, a ja przypomniałem sobie, że w bagażniku busa
zostały zakupy, które zrobiły dziewczyny. Pomogłem Violi
powkładać naczynia do zmywarki i powiedziałem jej o zakupach.
Oboje wyszliśmy, żeby je przynieść, gdy tylko wyszliśmy z domu
Viola zaczęła się trząść. Zdjąłem swoją bluzę i zarzuciłem
jej na ramiona, Podziękowała mi. Wnieśliśmy zakupy do domu.
Poszliśmy do salonu, Violetta oddała mi bluzę i okryła się
kocem. Włączyła telewizor, akurat były wiadomości. Mówili o
jakimś pożarze w hotelu. Reporterka mówiła coś o podpaleniu, a
za nią widać było szalejący ogień i strażaków próbujących
opanować sytuację. Violetta patrzyła na ekran telewizora, a jej
oczy wyrażały strach, który rósł z sekundy na sekundę. Nie
wiedziałem co się dzieje.
*Oczami
Violetty*
To
nie możliwe. W telewizji podano nazwę hotelu w którym zatrzymali
się moi rodzice. Jest tam pożar, jeszcze jeden koszmar się nie
skończył, a już zaczyna się drugi. Moi star rósł coraz
bardziej, a co jeśli? Nawet tak nie myśl, nie wolno Ci. Wiem
zadzwonię do mamy aby mieć pewność. Odsunęłam się od Louisa i
wstałam z kanapy. Podeszłam do stolika, na którym leżała moja
komórka, podniosłam ją i wybrałam numer mamy. Odebrała po
pierwszym sygnale:
*rozmowa
telefoniczna*
-Coś
się stało, że dzwonisz?
-Właściwie
to tak, ale nie po to dzwonię.
-To
mów szybko, o co chodzi, bo jestem w samochodzie, przez co słabo
słyszę, a poza tym bateria mi pada.
-Wracacie
już do domu?
-Nie,
jedziemy do hotelu, bo tę noc spędziliśmy u mojej koleżanki, a za
hotel jest zapłacone, więc dziś to wykorzystamy. Wrócimy więc
dopiero jutro wieczorem, może być? Poradzisz sobie?
-Do
jakiego hotelu jedziecie? Tak, poradzę sobie.
-Do
hotelu: „Good life”, a czemu pytasz?
-A
tak sobie, z czystej ciekawości, kończę, pa mamo.
-Paa.
*Koniec
rozmowy*
Po
skończeniu rozmowy, odetchnęłam z ulgą, bo nazwa hotelu, który
właśnie płonie to: „All is good”. Odłożyłam telefon z
powrotem na stolik i wróciłam na kanapę do Louisa. Przytuliłam
się do niego.
-Lubisz
się przytulać co?- spytał
-A
kto nie lubi? Przeszkadza Ci to?- odpowiedziałam pytaniem, a nawet
dwoma, tyle, że to pierwsze było retoryczne
-Wręcz
przeciwnie, podoba mi się- wymruczał mi we włosy. I wtedy stało
się coś według mnie złego, nie powinno do tego dojść.
Hej, przepraszam, że rozdział tak późno, ale teraz szaleństwo z ocenami, nie mam czasu na pisanie, bo dużo się uczę :'(
Dziękuje, za wszystkie komentarze i wejścia na tego bloga, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy :)
LBA zrobię później, dziękuje za nominacje.
Następny postaram się szybciej.
Luśka:***