wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 27

*Oczami Liama*

Minęły dwa dni od tej feralnej nocy w klubie, Nicol się nie odezwała, aż dziwne zawsze po takim incydencie odzywała się następnego dnia. W sumie nie żałuję, że się nie odzywa. Lepiej dla mnie. Jeszcze jakbym miał mało swoich problemów to muszę się użerać z Louisem. On zachowuje się gorzej niż nie jeden bachor. No błagam, jest teraz u dziewczyny, którą ledwo zna, ale on twierdzi, że to jego przyjaciółka. Spotkali się dwa razy, a pierwszy raz to było potrącenie tej dziewczyny przez Louisa i podwózka do szkoły. Teraz podobno ta dziewczyna ma problemy i on jej pomaga, więc tam zostaje. Razem z chłopakami się o niego martwimy. Jego ostatnia dziewczyna- Ashley też miała problemy, a ich związek zakończył się rozstaniem, które Louis bardzo przeżył. Louis nie zbawisz całego świata. Skończ spotykać się z dziewczynami, których specjalizacją są problemy. Chwila, przecież ja też nie jestem święty. Ja mam farta do zdradliwych suk Nicol to była 4 taka nie wierna dziewczyna, z którą się związałem i jeszcze dałem jej kilka szans, jak zresztą jej poprzedniczką. Osądzam Louisa, a sam jestem nie lepszy, chyba nawet gorszy. Powinienem się najpierw przebadać, później pójść do psychologa, a następnie do psychiatryka. Ja nie jestem normalny.

*Oczami Louisa*

Powoli się uspokoiła, to dobrze.
-Lubisz omlety?- spytałem
-Lubię, nawet bardzo
-To chodź pokażesz mi gdzie są odpowiednie produkty, a ja zrobię omlety na kolację.
-Ale ja Ci pomagam.
-Mowy nie ma Ty będziesz siedzieć pijąc kakao mojej roboty i udzielać mi instrukcji.
-No chyba Cię pogło, ja też chcę robić omlety, lubię gotować.
-No już dobrze, niech Ci będzie, razem zrobimy omlety.- zgodziłem się, a na jej twarzy zagościł uśmiech, co prawda na krótką chwilkę, ale jednak był.
-Super, to chodź zabierajmy się do pracy. Poszliśmy do kuchni i zaczęliśmy robić omlety, po pewnym czasie były już gotowe, zawołaliśmy rodzeństwo Violi- Julkę i Mike, a sami wzięliśmy się za sprzątanie bałaganu, który zrobiliśmy. Do kuchni weszła Julka, a zaraz za nią Mike oboje mieli zaczerwienione oczy od płaczu, najlepiej nie wyglądali, ale czemuż tu się dziwić właśnie umarła im babcia. Wszyscy usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Jedliśmy w milczeniu, każdy był pogrążony we własnych myślach. Po skończonym posiłku odeszliśmy od stołu Julka i Mike od razu pobiegli na górę, a ja przypomniałem sobie, że w bagażniku busa zostały zakupy, które zrobiły dziewczyny. Pomogłem Violi powkładać naczynia do zmywarki i powiedziałem jej o zakupach. Oboje wyszliśmy, żeby je przynieść, gdy tylko wyszliśmy z domu Viola zaczęła się trząść. Zdjąłem swoją bluzę i zarzuciłem jej na ramiona, Podziękowała mi. Wnieśliśmy zakupy do domu. Poszliśmy do salonu, Violetta oddała mi bluzę i okryła się kocem. Włączyła telewizor, akurat były wiadomości. Mówili o jakimś pożarze w hotelu. Reporterka mówiła coś o podpaleniu, a za nią widać było szalejący ogień i strażaków próbujących opanować sytuację. Violetta patrzyła na ekran telewizora, a jej oczy wyrażały strach, który rósł z sekundy na sekundę. Nie wiedziałem co się dzieje.

*Oczami Violetty*

To nie możliwe. W telewizji podano nazwę hotelu w którym zatrzymali się moi rodzice. Jest tam pożar, jeszcze jeden koszmar się nie skończył, a już zaczyna się drugi. Moi star rósł coraz bardziej, a co jeśli? Nawet tak nie myśl, nie wolno Ci. Wiem zadzwonię do mamy aby mieć pewność. Odsunęłam się od Louisa i wstałam z kanapy. Podeszłam do stolika, na którym leżała moja komórka, podniosłam ją i wybrałam numer mamy. Odebrała po pierwszym sygnale:

*rozmowa telefoniczna*

-Coś się stało, że dzwonisz?
-Właściwie to tak, ale nie po to dzwonię.
-To mów szybko, o co chodzi, bo jestem w samochodzie, przez co słabo słyszę, a poza tym bateria mi pada.
-Wracacie już do domu?
-Nie, jedziemy do hotelu, bo tę noc spędziliśmy u mojej koleżanki, a za hotel jest zapłacone, więc dziś to wykorzystamy. Wrócimy więc dopiero jutro wieczorem, może być? Poradzisz sobie?
-Do jakiego hotelu jedziecie? Tak, poradzę sobie.
-Do hotelu: „Good life”, a czemu pytasz?
-A tak sobie, z czystej ciekawości, kończę, pa mamo.
-Paa.

*Koniec rozmowy*

Po skończeniu rozmowy, odetchnęłam z ulgą, bo nazwa hotelu, który właśnie płonie to: „All is good”. Odłożyłam telefon z powrotem na stolik i wróciłam na kanapę do Louisa. Przytuliłam się do niego.
-Lubisz się przytulać co?- spytał
-A kto nie lubi? Przeszkadza Ci to?- odpowiedziałam pytaniem, a nawet dwoma, tyle, że to pierwsze było retoryczne
-Wręcz przeciwnie, podoba mi się- wymruczał mi we włosy. I wtedy stało się coś według mnie złego, nie powinno do tego dojść.



Hej, przepraszam, że rozdział tak późno, ale teraz szaleństwo z ocenami, nie mam czasu na pisanie, bo dużo się uczę :'(

Dziękuje, za wszystkie komentarze i wejścia na tego bloga, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy :)
LBA zrobię później, dziękuje za nominacje.
Następny postaram się szybciej.

Luśka:***

2 komentarze: